Videletz (Właściwie Frances La Muffat. Tak, przyznał nam się!) to sympatyczny rycerz szukający skarbów i pozostałości po starożytnych kulturach. Pochodzi z Frankonii, krainy z przyszłości założonej na Antagarich przez uciekinierów z ludzkiego, równoległego świata. Został sprowadzony przez potężnego czarnoksiężnika do eksperymentów na bardziej odpornych ludzkich istotach. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że nie jest on bardziej odporną ludzką istotą. Cóż, pech...

La Muffat oprócz tego, że jest rycerzem, jest także archeologiem. Jak mówi, "W przyszłości nie ma nic do odkopywania, wszystko trafił szlag." Biedak, musiał fatygować się aż tu, żeby pobawić się w kreta.

Wydawałoby się, że pan Frances (nomen omen) jest, zresztą jak wszyscy Frankończycy, tchórzem. Otóż nie. Znane są przypadki jego bohaterstwa. Na swoim koncie ma kilka smoków, gryfa i hordę trolli. No i nie zapominajmy o paru setkach mumii i szkieletów. W końcu, jak się siedzi w okopach i wchodzi do grobowców, to zawsze wyskoczy jakieś licho...

Jako, że magia czarnoksiężnika działa tylko w jedną stronę, (Cóż to za czarnoksiężnik, ja się pytam?) Videletz nie może wrócić do swojej ojczyzny. Znalazł i na to radę. W przerwach między kopaniem, a cięciem mumii usilnie namawia wszystkich do założenia frankońskiego państwa tu i teraz. Ciekawe, jak on sobie to wyobraża? Uważajcie na niego, bo w ciemnych zaułkach Jaskini może was złapać i nie puścić, dopóki nie przyrzekniecie pomocy w dziele "Restoration of Franconia". Skąd my to znamy? Nie odmawiajmy jednak Francesowi patriotyzmu.

Pseudonim zyskał po tym, jak skaleczył się wiadomym sztućcem odkopując jakiś starożytny klamot. Cóż, wypadki chodzą po ludziach...
Zresztą kto do czarta kopie w ziemi widelcem?... Ech, ci Frankończycy...

A więc, Vive la Franconie!