Shaggy
Nazywałem się Jo’ni Kikiomora. Zamieszkiwałem miasto Terytor, niedaleko wielkiej stolicy Notherlandu- Man-hattanu. Wraz z matką zajmowaliśmy małą chatę na skraju przedmieści, gdzie żyły tylko rodziny rybaków, górników i smolarzy. To wszystko jest już przeszłością…
Przybyłem do Jaskini Behemota. Zmieniłem imię na Shaggy – tak nazywali mnie moi nieliczni przyjaciele gdy nosiłem długie włosy. Moją nagą czaszkę okrywają łachmany, a sam nie ubieram się lepiej niż kloszard. Tylko jedno się nie zmieniło. Moje dziedzictwo. Jestem pół-człowiekiem, a pół-jaszczuroludem. Jestem Szlachetnym…
Odkąd pamiętam zawsze zastanawiałem się czemu jestem inny niż moi przyjaciele z podwórka. Kiedy miałem szesnaście lat zapytałem o to matkę. Po długim wahaniu opowiedziała mi, skąd się wziąłem. Nie byłem już taki głupi, Zrozumiałem wszystko co mi powiedziała, a czego nie zrozumiałem- wytłumaczyła. Była wojna. Wraz z moją babką uciekały z grupką uchodźców. Natknęli się na maruderów. Wyrżnęli wszystkich mężczyzn, ale kobiety oszczędzili. Myślały ,że spotkało je szczęście…Jakże się myliły… Nigdy nie zapomnę wyrazu twarzy matki, kiedy na przemian pojawiały się łzy, wstyd, cierpienie…
Spytałem ją czy wie kto to zrobił. Skinęła głową. Kiedy jej to robili nie krępowali się i używali swoich imion i nazwisk. Z trudem udało mi się je od niej wyciągnąć. Pięć nazwisk… Jeden z nich to mój ojciec. Ja jestem szlachetnym. Zrodzonym z ojca człowieka i matki reptillionki…
Rok później wszyscy młodzieńcy z naszego miasta musieli stać się uczniami fachu Matka widziała we mnie świetnego cieślę lub rybaka. Ja miałem inne zdanie. W tajemnicy przed matką zacząłem uczyć się tajników starożytnych Assasynów- zabójców bratających się z magią. Moim nauczycielem był Osserti Retok- wielki Assasyn obecnie w fazie spoczynku. Przez prawie sześć lat uczył mnie jak władać ostrzami, pułapkami, wytrychami, sondami i śmiercionośną magią. Któregoś dnia wróciłem do domu z szramą na lewej stronie pyska. Ciągnęła się ona od policzka do samej brwi. Wmówiłem matce, że kiedy piłowałem deski nachyliłem się zbyt mocno. Prawda była taka, że jedna z pułapek mojego mistrza okazała się zbyt zabójcza. Gdyby nie jego magiczne zdolności nie skończyłoby się tylko na szramie.
W końcu, w wieku 23 lat zakończyłem swe szkolenie. Było to skromne uwieńczenie tych sześciu lat. Żadnego medalu, certyfikatu czy też przyjęcia. Serdeczne ściśnięcie dłoni to wszystko na co mogłem liczyć. Z moich oszczędności kupiłem konia i odpowiedni sprzęt. Wieczorem wyznałem matce całą prawdę. Nigdy nie widziałem jej tak wściekłej. Chciała wiedzieć dlaczego. ”Dla Ciebie”- odpowiedziałem. Umilkła natychmiast i zbladła jak upiór. Wstałem, uściskałem ją, wsiadłem na konia i ruszyłem przed siebie. Miałem już pierwszy kontrakt. Co prawda darmowy, ale miałem cel. Pięć Nazwisk… Łowca rozpoczął łowy…
Minęło już siedem lat. Dopadłem już dwóch z mej listy. Nie dana im była szybka śmierć. Umierali powoli, tortury ciągnęły się dniami. Nie miałem litości- zupełnie jak oni. Nie jestem wstanie powiedzieć czy któryś z nich był moim ojcem. Z moimi kłami i zębami, płaskim pyskiem i żółtymi oczami nie przypominam żadnego człowieka. Ci trzej uciekli do Krainy Behemota… To mój kolejny cel. Wtopię się w tłum, zasięgnę informacji, będę szantażował i zastraszał, ale znajdę ich. Jestem tego pewien. Jestem Szlachetnym. Śmierć jest dla mnie partnerem, litość wrogiem, miłość… nieznajomym…
- Rasa
- Reptilion
- Profesja
- Asasyn
- Skąd
- Urlash
- Tytuł
- Mieszkaniec ( Szczegóły )
- Grupy użytkownika
- 1 ( Zobacz listę )
- Dołączył
- wtorek, 19.06.2007, 12:30
- Data urodzin
- 23 października
- Zawód
- Student
- Zainteresowania
- Fantastyka, Historia, Zwierzęta, Polityka, Muzyka
- Kontakt
- Wyślij wiadomość